Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 lipca 2012

Rozdział Dziesiąty.


Złożył na moim czole delikatny pocałunek, po czym wtulił się w moje ciało. Przygryzłem dolną wargę, bawiłem się nerwowo palcami. Przerastała mnie ta sytuacja. To wszystko jest takie..skomplikowane. Westchnąłem cicho. Uniosłem się na łokciu i przyjrzałem się Louisowi. Jego włosy rozrzucone były na poduszce. Przymknięte powieki, lekko rozchylone wargi. Kiedy spał wyglądał jak aniołek. Uśmiechnąłem się delikatnie. Przejechałem kciukiem po jego policzku. Zadrżał. Podniosłem się z łóżka i wziąłem kołdrę. Okryłem dokładnie ciało Louisa. Złożyłem na jego czole pocałunek. Usiadłem na parapecie wpatrując się w szybę. Uniosłem wzrok do góry. Pierwszy raz od dawna noc była pogodna. Nie było żadnej chmurki, księżyc w pełni i mnóstwo gwiazd. Uśmiechnąłem się delikatnie. Oparłem głowę o szybę, a moją głowę od razu ogarnęły różne myśli. Czy ja naprawdę jestem gejem? Przecież to niemożliwe.. Jeszcze kilka dni temu byłem normalnym chłopakiem,  a teraz.. teraz sam nie wiem kim jestem. Westchnąłem. Dlaczego zareagowałem tak na widok Zayna całującego się z Harrym? Czyżbym był zazdrosny? Nie. Zayn jest egoistycznym sukinsynem, który myśli tylko i wyłącznie o sobie. Dla niego nie liczy się nikt inny. Ale za to Louis.. On jest całkiem inny, spokojny, delikatny, czuły, uroczy. Uśmiechnąłem się delikatnie. Odchyliłem głowę do tyłu. Pocałunek Louisa sprawił, że poczułem w brzuchu motylki. Zadrżałem mimowolnie na wspomnienie o pocałunku.
-Niall..
Podskoczyłem przestraszony odwracając się w stronę chłopaka.
-Przepraszam nie chciałem Cię wystraszyć. – uśmiechnął się przepraszająco.
Kiwnąłem tylko głową. Oparłem się o parapet przyglądając się sylwetce Louisa. Przez uchylone okno do pokoju wpadło zimne powietrze. Zadrżałem pocierając swoje dłonie.
-Kocie przeziębisz się. –mruknął.
Przysunął się do mnie. Objął mnie swoimi ramionami i okrył kocem. Złapałem za końce i otuliłem też jego zmniejszając tym odległość między nami. Uniosłem głowę do góry tak, abym mógł spojrzeć w jego oczy. Uśmiechnął się do mnie ukazując rządek białych zębów. Wspiąłem się na palce, położyłem dłonie na ramionach Louiego i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Muskałem jego wargi delikatnie, kiedy poczułem jak delikatnie rozsuwa moje wargi, pogłębiając pocałunek. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Ułożyłem dłoń na policzku chłopaka, nasze języki toczyły między sobą bitwę, a w moim brzuchu latało stado motylków. Zajęci sobą nie dostrzegliśmy, że ktoś wszedł do pokoju.
-Niall..
Odsunąłem się gwałtownie od Louisa słysząc swoje imię. Spojrzałem w stronę drzwi.
-Rose?- wydusiłem.
Dostrzegłem w jej oczach łzy. Stała przez chwilę wpatrując się w nas z otwartą buzią. Chciałem do niej podejść, lecz ona odwróciła się i wybiegła. 
-Rose czekaj.! – wrzasnąłem.
Chwyciłem pośpiesznie spodenki. Zakładając  je ruszyłem biegiem w stronę drzwi. Rozejrzałem się nerwowo. W oddali zobaczyłem oddalającą się postać.
-Rose!
Zacząłem biec w jej stronę, kiedy byłem już blisko chwyciłem ja za nadgarstek próbując odwrócić.
-Zostaw mnie.! –wrzasnęła.
Zaczęła wyrywać się i szarpać. Po jej twarzy płynęło tysiące łez.
-Proszę wysłuchaj mnie –jęknąłem.
Uniosłem wzrok do góry, by się nie rozpłakać.
-Nie będę Cię słuchała nie rozumiesz?! I tak już widziałam zbyt dużo! Nienawidzę Cię.! –krzyknęła.
Dziewczyna wyrwała się z mojego uścisku i ciągle szlochając zaczęła biec przed siebie. Wpatrywałem się w oddalającą się sylwetkę. Nienawidzi mnie.. Rose mnie nienawidzi. Po moich policzkach spływały pierwsze łzy. Moje serce rwało się bym pobiegł za nią, lecz rozum mówił , że muszę dać jej ochłonąć. Otarłem łzy, ruszyłem powoli w kierunku domu Louisa. Po kilkunastu minutach otworzyłem drzwi, chłopak od razu podbiegł do mnie i przytulił mocno do siebie.
-Nienawidzi mnie.. –wyszlochałem w jego ramię.
-Niall skarbie wszystko się ułoży.. –szeptał cicho kołysząc mnie w ramionach.
Poczułem na ustach słone łzy.
-Nie Loui.. nic się nie ułoży.. ona mnie nienawidzi. –mówiłem dalej przez łzy.
Chłopak przytulił mnie mocniej do siebie, a ja wtuliłem się w niego jak dziecko. Biło od niego tyle ciepła.. Westchnąłem. Odsunąłem się od chłopaka i ruszyłem na górę.
-Chcę być sam.. – powiedziałem ocierając łzy.
Wszedłem do pokoju, zamykając drzwi na klucz. Stanąłem przed lustrem. Podpuchnięte, czerwone oczy, grymas na twarzy, smutne spojrzenie. To nie mogłem być ja. Dlaczego to wszystko jest takie popieprzone?! Dlaczego w jednym miesiącu straciłem rodzinę, przyjaciół?! Dlaczego nie wiem kim jestem?! Co się do cholery dzieje?! Wpadłem w furię. Chwyciłem lustro i rzuciłem nim o podłogę. Po chwili rozprysło się na milion kawałeczków. Zacząłem zwalać wszystko z szafek i biurka. Nie wiedziałem co robię. Po chwili w mojej ręce znalazła się ramka ze zdjęciem. Ja i Rose. Usiadłem na podłodze po środku tego bałaganu i rozpłakałem się jak małe dziecko. Wpatrywałem się w zdjęcie. W nasze uśmiechnięte twarze. Już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Dlaczego to wszystko spotkało akurat mnie? Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Chciałem po prostu być sam. Chciałem wszystko przemyśleć. Siedziałem tak wpatrując się w jeden punkt. Wstałem nieśpiesznie. Wyciągnąłem spod łóżka walizkę. Zacząłem wrzucać do niej wszystkie rzeczy. Po kilkudziesięciu minutach dopinałem zamek. Otworzyłem cicho drzwi i wyjrzałem na korytarz. Cisza. Wróciłem do pokoju. Wziąłem czystą kartkę.
„Przepraszam Louis.”
Napisałem po czym przykleiłem ją do szyby tak, aby była widoczna. Narzuciłem na siebie bluzę i wyszedłem z domu. Odszedłem kilka ulic dalej, a następnie zadzwoniłem po taksówkę. Kiedy ta się zjawiła wsiadłem i ruszyłem na lotnisko. Macie rację. Jestem tchórzem, lecz nie mogę zrobić nic innego. Nie mogę zostać tu i ranić wszystkich dookoła. Najlepiej będzie jeżeli o mnie zapomną. Wysiadłem z taksówki, zapłaciłem za kurs i wszedłem. Podszedłem do kasy i spojrzałem na loty. Najbliższy był do Hiszpanii. Przydadzą mi się wakacje. Kupiłem bilet w ostatniej chwili i ruszyłem na odprawę. Po kilkunastu minutach siedziałem już w wygodnym fotelu i patrzyłem jak wznosimy się w górę.